Tomasz Zymer - notka, wywiad, ulotka

Deklaruję, że jeśli zostanę wybrany, połowę mojej diety radnego przeznaczę na cele organizacyjne i społeczne związane z funkcjonowaniem gminy, kultury, oświaty i ochrony środowiska w gminie oraz statutowe cele lokalnych NGO - którą to kwotę będę rozliczał odpowiednimi rachunkami.

Tomasz Zymer
Kandydat na radnego


Jestem nauczycielem języka angielskiego w Szkole Montessori w Konstancinie-Jeziornie oraz tłumaczem. Mam 43 lata, mieszkam z żoną i córką przy ulicy Mirkowskiej, gdzie od lat 1930-tych mój dziadek i pradziadek prowadzili gospodarstwo ogrodnicze. Jeziorna była rajem moich lat chłopięcych - całe życie marzyłem o tym, by zbudować tu dom i założyć ogród. Potem przyszło zderzenie z przykrą rzeczywistością: korki, smród ciężarówek pędzących przez uzdrowisko, góry śmieci w lasach i na łąkach, brak infrastruktury. Tuż obok szkoły, w której uczę, firma postawiła wytwórnię asfaltobetonu. Mieszkańcy i rodzice protestowali. Burmistrz powiedział: "Najlepiej niech szkoła się przeniesie" - tyle, że nie powiedział, dokąd. Dokąd mają się przenieść wszyscy mieszkańcy Mirkowa, Bielawy i osiedli w Jeziornie? Wtedy założyłem Stowarzyszenie Uzdrowisko Dzieciom, zacząłem organizować demonstracje, przygotowywać wnioski do władz i instytucji kontrolnych. Pracę w samorządzie uważam za szansę na przywrócenie utraconego piękna, ładu i funkcjonalności miasta, które jest moim domem. 



Pana nazwisko mieszkańcy kojarzą głównie z nagłośnionymi w mediach akcjami przeciw lokalizacji wytwórni mas bitumicznych w Konstancinie-Jeziornie i przeciwko próbom ograniczenia stref uzdrowiska. Wytwórnia znajduje się blisko Pana zakładu pracy i domu. Czy nie była to walka o własny prywatny interes - i to na dodatek przegrana?

Mieszkańcy okolicznych osiedli piszą skargi i wzywają służby, a w szkole Montessori, gdzie uczę angielskiego, rodzice i dzieci skarżą się na odór asfaltu. Prof. W. Mniszek z IMPiZŚ, ekspert w dziedzinie produkcji asfaltobetonu, pisał w swojej opinii: "...Z zakładu będą emitowane substancje rakotwórcze ... inwestycja ta zagraża zdrowiu ludzi..." Ministerstwo Zdrowia potwierdziło "rażące naruszenie prawa". Nasza szkoła istnieje w tym miejscu już 19 lat - jednak burmistrz oświadczył publicznie, że najlepiej będzie, jeśli się stąd wyniesiemy - tylko nie wskazał dokąd. Kto jeszcze miałby się przenieść? Kilka tysięcy mieszkańców Mirkowa, Jeziorny, Bielawy, z których wielu - tak, jak moja rodzina - mieszka tu od 70 lub więcej lat? Jako wychowawca jestem odpowiedzialny za zdrowie i bezpieczeństwo dzieci w szkole, a zakładając stowarzyszenie, podjąłem się realizacji celów popartych podpisami ponad 4000 mieszkańców. To zatem interes publiczny, nie - prywatny.  Czy przegraliśmy? Jeśli ktokolwiek na razie przegrywa, to polska demokracja - bo lista naruszeń prawa w tej sprawie zajmuje sześć stron drobnym maczkiem, w tym trzy ustawy sejmowe, statut uzdrowiska, POŚ - a tymczasem zakład dalej pracuje. Teraz sprawa wróciła do Wojewody i mamy nadzieję, że zostaną wzięte pod uwagę wszystkie aspekty prawne. Nie może być takiej produkcji w uzdrowisku w pobliżu szkół i osiedli.

Ale czy Konstancin nie jest uzdrowiskiem już tylko z nazwy? Jedna malutka tężnia, zdewastowane sanatoria, walące się lub celowo burzone wille; wieczne korki, smród ciężkiego tranzytu; w lasach śmieci, rzeka zatruta. Biedne i szare  miasto, choć ma wielu bogatych mieszkańców.
 
Nadal mamy ogromną szansę, jaką daje połączenie sąsiedztwa stolicy z piękną przyrodą, ze wciąż istniejącym mikroklimatem i architekturą godną europejskiego kurortu. Możemy być drugim Bad Honnef - miejscem wytchnienia dla mieszkańców metropolii, miastem konferencji i modnych usług leczniczych, godnym wizji swego założyciela, hrabiego Skórzewskiego. Uzdrowisko potrzebuje inwestora strategicznego - zobaczymy w roku 2011, czy będzie nim samorząd wojewódzki, czy prywatna firma. Gmina powinna wejść do spółki, uzyskać kontrolę nad kierunkami rozwoju uzdrowiska. Dobrym źródłem dochodu byłoby wskrzeszenie produkcji własnej wody mineralnej. Mieliśmy już kiedyś słynną Mazowszankę - np. Nałęczów żyje z wody i tam można już mówić o sukcesie prywatyzacji uzdrowiska. Dla zachowania mikroklimatu niezbędne jest także usunięcie ciężkiego tranzytu z ulic Pułaskiego, Warszawskiej, Wilanowskiej - teraz znak zakazu wjazdu ciężarówek znajduje się na granicy z Warszawą, wystarczy go przesunąć na granice gminy uzdrowiskowej w porozumieniu z Marszałkiem Województwa i MZDW. Miasto dusi się w dymie z palonych w piecach śmieci i odpadów - a przecież mamy odwierty geotermalne, część z nich nawet pod samą "asfalciarnią". To jest energia przyszłości dla Konstancina, plus solary - jak w Niemczech: na prawie każdym dachu. Do tego przyzwoity transport publiczny na Kabaty do metra oraz SKM linią siekierkowską do centrum Warszawy w systemie "parkuj i jedź". Za lat kilkanaście nawet bogatych nie będzie stać na ogrzewanie domów gazem i jeżdżenie do pracy modnymi terenówkami w korkach. Złoty wiek ropy kończy się - i Konstancin powinien znaleźć w awangardzie nowej czystszej Europy, zamiast powielać te same błędy, które na Zachodzie właśnie ogromnym nakładem środków się naprawia.

Cały czas mówi Pan o uzdrowisku - a co ze zwykłymi sprawami zwykłych ludzi?

Tu nie ma żadnej sprzeczności. Inwestycje i decyzje służące uzdrowisku jednocześnie poprawiają jakość życia mieszkańców - czyste powietrze, dobry dojazd do pracy, tania energia, bezpieczna szkoła. W dobrze urządzonym uzdrowisku po prostu dobrze się mieszka. Oczywiście będą też niezadowoleni: firmy spedycyjne, właściciele uciążliwych biznesów i deweloperzy - zawiedzeni, że im się nie udało pokryć betonem ścisłego centrum. Trzeba się zatem zdecydować, na czym nam zależy - na ogromnych zyskach dla nielicznych i "odpałach" dla urzędników, czy też na gminie, która ma służyć wszystkim mieszkańcom stolicy i Mazowsza jako miejsce wypoczynku, kuracji, spotkań i wygodnego życia. Od tego wyboru zależy wynik naszego lokalnego egzaminu z demokracji.



Aby powiększyć obraz - kliknij na ulotkę